Wojciech Gerson. Gdańsk w XVII wieku. 1865. Olej na płótnie. 103,5 x 147 cm. Muzeum Narodowe, Poznań.


Niektórzy mają skłonność do nadinterpretacji. Nieistniejących szukając podtekstów, podejrzliwie snują nowe wątki. A innym znów razem redukują przekaz, sprowadzając go do biograficznej notki. Tu jednak pomiędzy wierszami trzeba umieć czytać...
Ze zrozumieniem.

niedziela, 26 stycznia 2014

Uprzejmie donoszę

Miało być o czym innym, lecz sprawa jest z tych, co "nie cierpią zwłoki".
Bo otóż donieść muszę, że ...rozpoczynam dietę. Od jutra, rozumie się - samo przez się.
Nie da się bowiem ukryć (choć wierzę w maskującą moc ubioru), że waga moja wskazała dziś ... prawie siedemdziesiąt! No dobra, może to jeszcze nie koniec świata; w końcu siedemdziesiąt, to nie na przykład sto. Niemniej przy mojej sylwetce to już prawdziwy problem. 
Każdy ma swój indywidualny pułap, od którego zaczyna się "katastrofa". Dla mnie to właśnie ta liczba. Najwyższa w mojej "karierze". Gwoli porównania: tuż przed porodem - tylko 69.
To daje już jakiś obraz.
Wiem, jest wiele dziewczyn, które przy tej wadze wyglądają sexy, paradując w zaledwie trzydziestym ósmym rozmiarze.
Ja do tych szczęśliwych jednak nie należę. Ledwie bowiem mieszczę się w czterdziestym czwartym.
W porywach to i nie do końca nawet. Ot, cała nadwyżka wchodzi w niewłaściwe miejsca.
Zatem jedynie słuszną decyzją musi być zaniechanie tego niecnego (i destrukcyjnego!) procederu, jakim jest obżarstwo.
Dlaczego o tym piszę? Żeby nie było wykrętów.
Biorąc Was na świadków, nie będę miała odwrotu.
Dieta niskowęglowodanowa jest tą, na którą padł mój wybór. Mam bowiem pewność, że to węglowodany - głównie słodycze i owoce - winne są tych spustoszeń. Tudzież naddatków.
Póki co, jestem na dobrej drodze. Wszystkie słodycze zostały zeżarte. Nie mam już "na stanie" ani kostki białej czekolady, nawet mleczna się doczekała swoich pięciu minut. Została już tylko gorzka.
Lecz tej za żadne skarby nie tknę.
Czyli do dzieła. Wóz, albo przewóz. Raz kozie śmierć. Pod sankcją harakiri.
Umówmy się tak. Moja ostatnia fotografia stąd posłuży jako "przedtem". Gdy będę już mieć na koncie warte wzmianki osiągnięcie, zamieszczę zdjęcie w tym samym ubraniu, które spełni funkcję "potem".
Nie mam ambicji osiągnąć figury modelki - nie przy mojej skłonności do tycia obżerania się.
Póki co, pragnę zgubić osiem kilogramów. Czyli plan realny.

Wiadomość z ostatniej chwili: również i gorzka czekolada padła ofiarą mojej żarłoczności.
Teraz to już naprawdę nie ma w domu nic słodkiego. Zatem będzie mi łatwiej. 

64 komentarze:

  1. Powodzenia tyle to na pewno uda się zrzucić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, niestety; to trudniejsze, niż się zdaje:-).

      Usuń
  2. Powodzenia. Przy silnej woli i dobrej motywacji dasz radę na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mocna jestes! Ja pewnie bez diety wspomagajacej niewiele zdzialam na swojej silowni, tyle, ze nie zardzewieje :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siłownię "przerabiałam" dwa lata temu. To nie dla mnie. Ale Tobie na pewno posłuży. Komandosi dają radę:-)))*. Pantery też...

      Usuń
  4. Uśmiałam się - dziękuję - bo dziś od rana łzy mi płyną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łzy? Od kataru? Bo chyba nie ze smutku! Głowa do góry, pierś i reszta do przodu i takie tam...:-)*

      Usuń
  5. To tak jak ja. jak będę maiła 70, będę najszczęśliwszą a ludzi! :)
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uda Ci się:)))
    Powodzenia!
    Ja przeraziłam się przy 72, teraz mam 58:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż taki sukces!? Wobec tego może i mnie zmotywuje*.

      Usuń
  7. Dasz radę :) Ja sama w życiu przeszłam diety różne najróżniejsze, wiem jakie to trudne. Schudłam i wierzę, że Ty też spełnisz swoje postanowienie. Najważniejsze się nie głodzić, tylko jeść racjonalnie i regularnie. Trzymam kciuki i do dzieła! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję z słowa wsparcia. Będę się starać, bo dalej już tym trybem nie ujadę.

      Usuń
  8. Powinnam zrobić to samo.
    Przyrzekam sobie wieczorem, rano jest ok, po południu też. W nocy (bo ja nocny tryb życia prowadzę) moja ofiarą pada wszystko, co jadalne.
    Mam 160 cm, 75 kilo, rozmiar 42.
    Już nie lubię zaglądać w lustro...
    Kurcze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocny tryb? To tak, jak ja. A w nocy tak miło jest sobie posiedzieć do towarzystwa z czymś smacznym i słodkim:-). Nie jeść na noc? To po co byłoby w ogóle siedzieć! Przecież noc to najulubieńsza pora dnia:-))).

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. Czuję się zobowiązana, by Was nie zawieść:-)).

      Usuń
  10. Co prawda, na zdjęciach nie wyglądasz na - wybacz, zapasioną, ale skoro źle się czujesz z naddatkami, to nie ma co wydziwiać.
    Powodzenia zatem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli uważnie porównać ostatnie zdjęcie z tym w jasnym swetrze, widać, jak urosły mi "boczki". I obłożyły się plecy. A to już niestety najgorsze miejsce dla "tłuszczyku":-))).

      Usuń
    2. Możliwe, nie będę się jednakże wpatrywać usilnie w Twoje zdjęcia ;) wystarczy, że spoglądam czasem w lustro, własne :(

      Usuń
  11. Powodzenia!!!
    Sama od jakiegoś czasu myślę, żeby na swoim blogu ogłosić wszystkim, że zaczynam zdrowo się odżywiać (koniec z chińczykiem i obżarstwem o 23) i ćwiczyć, coby zbudować jakieś mięśnie. A wtedy koniec z wymówkami i lenistwem, bo wstyd będzie się przyznać, że nie chciało mi się wstać z łóżka, żeby pompować swoje pośladki z Mel B :) Ale to może od jutra...
    Również trzymam kciuki i wierzę, że mi nie zdrętwieją. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, chyba warto po koleżeńsku ogłaszać:-). Robi się z tego coś w rodzaju krucjaty po zdrowie i sprawność.

      Usuń
  12. Errato! Bedę trzymałą kciuki za powodzenie Twojej diety jako stała bojowniczka w walce o utracenie zbędnych kilogramów. Wierze, że Ci sie uda, bo napisałaś o tym z takim przekonaniem i tak szczerze, że aż Ci pozazdrościłam tej decyzji. Też zabiorę sie za odchudzanie, bom tłuściutka i rozłozysta, ale dopiero latem, gdy bedę miała w ogrodzie mnóśtwo warzyw i owoców. W moim przypadku dieta, która juz dwa razy sie sprawdziła (10 kg w trzy miesiące) to dieta Dąbrowskiej - czyli warzywa, trochę owoców, zero soli i cukru i mięsa i minimum węglowodanów!
    Pozdrawiam Cię ciepło i z całęgo serca życzę Ci powodzenia!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to byłaby dieta w sam raz dla mnie. Bez mięsa mogę bardzo długo wytrzymać, bez owoców trudno mi nawet parę godzin. Muszę zerknąć, co to takiego, ta Twoja dieta. Ach, my, kobiety... Dzisiaj w przymierzalni totalna załamka!

      Usuń
  13. U mnie też kiedyś waga 70 kg stanowiła granicę, ale jakoś od dawna się zabrać za siebie nie mogę, choć w moim postanowieniach na Nowy Rok i chęć zgubienia kilku kilo się pojawiła. Ale to i tak dopiero jak odstawię Małą od piersi.

    A Tobie życzę powodzenia:). Jaka jest Twoja wymarzona waga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi raz mi komentarz zjadło:-). Nie mów, że Ty ważysz więcej! O Twojej sylwetce to nawet nie mogę pomarzyć. Musiałabym się chyba drugi raz - w innym ciele - urodzić:-). Moja wymarzona to 48. ("Licealna" to 45). Niestety, na dziś limit marzeń wyczerpany:-))). No, dobra, niechby teraz było 60 i ani grama więcej. Też mnie zadowoli.

      Usuń
  14. niech Ci się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  15. trzymam kciuki i wiem, że można, bo sama zaczęłam się odchudzać od 2 tygodni i już 3 kg mniej :))))
    można? można!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniały rezultat! Motywujmy się zatem nawzajem:-)*

      Usuń
  16. Oj powodzenia Ci życzę, ale zrozum kobieto - czekolada gorzka nie jest słodka :-))
    Ja zawsze mam w zanadrzu taką super-gorzką 82% Lindt, jak potrzebuję to sobie kostkę skubnę i od razu lepiej się na duszy robi. Magnez toż to przecież!
    Ja owoców też już nie jadam właściwie od pół roku, bardzo sporadycznie, raz na miesiąc może, za to warzywa staram się. Tylko pamiętaj żeby zwiększyć podaż białka - skądś organizm musi czerpać energię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę, to nie czekolada jest tym, co lubię najbardziej. Jem ją dlatego, że zawiera dużo skondensowanego mleka. Gorzka, to zupełnie nie to. Magnez należy przyjmować w innej formie, z czekolady (w towarzystwie cukru) to ponoć wcale się nie wchłania. Żyć bez owoców! Co to jest za życie?:-))))

      Usuń
  17. Skąd ja to znam...
    Upewnij się, że nie masz w domu NIC, ale to absolutnie NIC zawierającego cukier. Przetwory? Dżemy? Cukier do herbaty...? Kiedy będziesz na głodzie, wmieciesz wszystko jak leci...
    Jak Tobie się uda, to ja też już nie będę mieć wymówki. Rozmiar na razie 42...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprawdzie jak dotąd nie zdarzyło mi się wyjadać cukru z cukierniczki, ale przyznam, że kiedyś mało brakowało...:-)

      Usuń
  18. Życzę wytrwałości i powodzenia. wiem jak to trudno już ponad rok walczę z tymi okropnymi kilogramami, idzie ciężko. No u mnie już nie te lata, nie ta przemiana ... ;-) Obserwuje chętne i i czekam na relacje na gorąco ;-) Pozdrawiam ciepło!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże Ty mój! Teraz to mam dopiero nie lada wyzwanie! A już miałam zanurzyć rękę w miseczkę z orzeszkami ziemnymi. Dobrze, powstrzymałam się:-). Wiem, że z takich "powstrzymywań" będzie teraz składać się moje dalsze życie. Czasem człowiek zadaje sobie pytanie, czy to ma sens. Ale w drugą stronę też nie warto iść. Bo tam jest już tylko równia pochyła, po której się staczamy. Wiedzie nas do utraty zdrowia i sprawności, oraz totalnego niezadowolenia z siebie...

      Usuń
  19. Ja chyba jestem uzalezniona od cukru i moge nie jesc weglowodanow, bialek a nawet warzyw i owocow ;), ale jak otworze czekolade to nie ma bata na miejscu zjem cala.

    Co do diety to dieta dieta, ale polecam troche ruchu. Nawet jakis szybki spacer ze dwa razy w tygodniu.

    Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, co to znaczy uzależnienie od cukru. Podobno można się odtruć w ciągu dwóch tygodni.
      Ruch jest zbawienny, tyle, że po przekroczeniu pewnego etapu bezruchu, trzeba go rozsądnie dawkować. Na początek nałożyłam na siebie reżim codziennego wychodzenia z domu. Ciekawe, jak mi się uda z niego wywiązać:-).

      Usuń
    2. Naprawde? Czyli po dwoch tygodniach juz nie ssie i nie szuka sie starych cukierkow? Chetnie bym sprobowala, ale sie boje, ze sie namecze na darmo. ;)

      Mysle, ze codzinne wychodzenie to bardzo dobry poczatek. ;)

      Usuń
    3. Dziewczyny, z uzależnieniem od cukru jest tak samo, jak z każdym innym. Można się odtruć i cię już nie ssie, ale tylko do momentu, kiedy nie zaczniesz jeść znowu. To tak samo, jak z alkoholem czy papierosami - jeśli chcesz naprawdę rzucić nałóg, to nigdy więcej nie wolni ci po to sięgnąć. A weź tu do końca żyia nie zjedz już nic słodkiego...
      Ja najdłużej wytrwałam pół roku - nie jadłam nawet owoców. Wtedy faktycznie, głód na słodkie zniknął. Ale wszystko wróciło, niestety, kiedy tylko zaczęłam znowu jeść.

      Usuń
    4. To smutne. Czasami sobie myślę, czy nie lepsze są inne uzależnienia, ot, choćby nikotynowe, czy alkoholowe. Ale to tylko takie buntownicze, desperackie myśli. Dlatego, że mój nałóg tak brzydko odbija się na wyglądzie. W gruncie rzeczy wiem, że wtedy byłoby jeszcze gorzej...

      Usuń
    5. No tak, jak tu nie zjesc czeresni w sezonie?

      E, jakbys cpala i chlala to tez by chyba tak piknie nie bylo, ale moze mialabys do tego wiekszy dystans. ;)

      Usuń
    6. Ooooooo! Te czereśnie w sezonie!

      Usuń
    7. Moją zgubą są truskawki. Muszę sobie wydzielać, bo potrafiłabym jeść do rzygu. Uwielbiam truskawki.

      Usuń
    8. truskawki uwielbiam do momentu az pojawia sie czeresnie. Moge caly koszyk. ;) Dobrze, ze maja pestki, bo to troche spowalnia jedzenie. ;)

      Usuń
    9. Truskawki ze śmietaną siały spustoszenie pewnego pamiętnego lata. Zajadałam się, czy też raczej przejadałam się nimi do upadłego:-))).

      Usuń
    10. Teraz jednak przyznaję prymat czereśniom. Tylko szkoda, że są takie drogie. Właściwie nie na moją kieszeń:-)). Ale i tak sobie nie odmawiam:-))).

      Usuń
  20. bo rzucić palenie jest łatwiej niż rzucić jedzenie. Jeść coś trzeba i nic na to nie poradzimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety... Jak to zawsze mawiał mój kolega Janusz, ile by człowiek mógł zaoszczędzić, gdyby nie musiał jeść. Tyle, że on używał bardziej dosadnego określenia:-)).

      Usuń
  21. Mnie się ostatnio udało schudnąć pod wpływem silnych przeżyć emocjonalnych, ale tego nie da się wywołać sztucznie. :)
    Teraz jednak staram się utrzymać ten dar w ryzach, bo to bardzo przyjemny stan.
    Pomagają mi posiłki, które są niewielkie, ale jadam je częściej. Słodyczy na etapie chudnięcia w zasadzie nie brałam do ust, chyba że (jeden) kawałek gorzkiej czekolady dziennie albo łyżeczka miodu.
    Trzymam za Ciebie kciuki! :)
    Nie poddawaj się i wyznacz sobie realistyczny czas, nie 3 miesiące, tylko co najmniej miesiąc na kilogram, półtora, wtedy osiągnięcie będzie trwałe. Wiem z doświadczenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wiem, wiem, jaki to przyjemny stan. Schudnąć "mimochodem", wcale się nie starając. Gdyby tak móc zasnąć na miesiąc i obudzić się szczuplejszą, od razu chciałoby się kontynuować. Jaka byłaby wtedy motywacja, ech...

      Usuń
  22. Och, trzymam kciuki! z doświadczenia wiem, ze to niełatwe, zwlaszcza dla kogoś takiego jak ja - co kocha namietnie slodycze. Moja droga naznaczona jest wzlotami i upadkami, ale podnosze się i idę dalej, tzn. na nowo próbuję odżywiać się rozsądnie, aż... do następnego ataku glodu. Wierzę, że będziesz bardziej twarda ode mnie i nieustępliwa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że zawiodę na całej linii. Wniosek poparty wieloletnim doświadczeniem:-))).

      Usuń